Cześć ludziska! Stęskniliście się? :) Mam nadzieję,że tak
bo dzisiaj mam zamiar opisać Wam co działo się u mnie w poprzednim i bieżącym
tygodniu. Będziecie troszeczkę na bieżąco... Coś nowego, nie?
Także weźcie sobie herbatkę, jakieś ciastko i zapraszam do
czytania :)
Na wstępie opowiem wam o grze footballa która odbyła się w
Fayetville – 3 godziny od Little Rock. W zeszłą sobotę ja, Aga, wspólni znajomi – Nicole, Jason i
ich syn Keeton – oraz moja koleżanka Hannah
wpakowaliśmy się do auta i wybraliśmy się na grę Razorbacks – drużyna
footballa z Arkansas, a tak dokładniej mówiąc collage Football. Dostaliśmy za
darmo bilety od znajomej która usłyszała że chcemy się wybrać na ten mecz.
Bilety które normalnie kosztują od 65$ wzwyż od głowy? Myślę, że jedziemy. W
każdym razie mimo tego że zapowiadała się dosyć beznadziejna pogoda – deszcz -
to nieustraszeni, przygotowani w płaszcze przeciwdeszczowe oraz dobry humor
wyruszyliśmy w drogę krótko po 9.
W aucie buzie nam się nie zamykały i pomimo
tego, że czułam się wyspana to nie tylko mnie, ale również moją koleżankę
wzięło na spanie. Więc ja i Hannah położyłyśmy się i ucięłyśmy sobie drzemkę. W
połowie drogi obie już nie spałyśmy (oh, dobra. „Nasze” spanie nie trwało tak
znowu długo...). Pogoda po drodze była naprawdę paskudna... Deszcz na dworze
szalał a my byliśmy wdzięczni że jesteśmy w aucie. Mieliśmy też cichą nadzieje
że w Fayetville nie będzie padać. Gdy dojechaliśmy na miejsce, zjedliśmy coś,
przy okazji ubezpieczając się w super dizajnerskie worki na śmieci bo Aga i
Nicole nie chciały do końca przemoknąć. Na stadionie pojawiliśmy się półtorej
godziny przed grą.
Co prawda każde dwa
bilety były w innym miejscu ale ja,Hannah, Aga i Nicole usiadłyśmy razem. Jason
i Keeton usiedli po drugiej stronie stadionu.
Co Wam będę więcej mówić? Football amerykański jest naprawdę piękną sprawą. Okej jest brutalny i może się wydawać nudny ale kiedy wreszcie wie się o co chodzi jest to dosyć ciekawe. Okej, przyznaje że dalej się gubię ale to już jest bez porównania z tym co było na początku :) I mimo tego, że to ja wyglądałam jak worek na kartofle w tej pelerynce to powiem Wam że chyba jednak warto było.. Tylko ja nie ociekałam wodą... za co bądź co bądź jestem wdzięczna. W drodze powrotnej Aga była naszym przewodnikiem i próbowała nam znaleźć jak najszybszą drogę żeby znaleźć się poza korkiem ludzi wracających z meczu. Więc efekt był taki że chwilowo błądziliśmy jeżdżąc po apartamentowcach... Trwało to mniej więcej co stanie w korkach ale przynajmniej mieliśmy przygodę, nie ?
W niedzielę wieczorem Aga, Nicole, jej koleżanka i ja
wybrałyśmy się do kina na Igrzyska Śmierci : Mocking Jay. * SPOILERY * Powiem Wam że każdy ma zupełnie
inną opinię co do tego filmu. Słyszałam bardzo dużo opinii i ludzie są tutaj
podzieleni pomiędzy „super film!” a „eeee, dupy nie urwał”. Ja się zaliczam do
drugiej grupy przez to jak zrobili ten film. Nie wiem. Za dużo trzymania w
napięciu chociaż i tak wiadomo że wyjdą z tego cało. Mimo tego nie mogę się
doczekać na ostatnią część filmu.
W poniedziałek spędziłam czas w domu oglądając Grey’s Anatomy. Winna.
We wtorek pojechałam do pracy z Agą zarobić trochę
zielonych. Powiem Wam: to była bardziej zabawa niż praca. Najpierw ustawiałam
zegarki na właściwą godzinę za średnio....
1000$... , potem składałam pudełeczka do prezentów na święta. Okej tutaj
myślałam, że mi plecy pękną. Mam problemy z zza długim staniem, potem miałam
przerwę na lunch, potem wkładałam kupę papieru po jakieś 3 kartki do
niszczarki, potem naklejałam naklejki na magazyny reklamujące biżuterię.
Czekajcie. Coś pominęłam. Wiem, że jeszcze coś robiłam, ale nie pamiętam co xd
Także jak widać ciężka praca od 10:00 do 17:30. Potem pojechałyśmy złapać kawę
i zobaczyć się z Jessicą która akurat siedziała w tym Starbucks (tutaj mam na
myśli starbucks w mieście obok „10 minut stąd” ~Aga , ale po drodze był wypadek
i trzeba było znaleźć inną drogę plus zabłądziłyśmy więc 45 minut później udało
nam się „pojechać na kawę”. Potem małe zahaczenie o sklepy w których nic nie
znalazłyśmy i do domu.
W środę spędziłam w większości w domu a wieczorem poszłam
na kawę z Natalii. FUN FACT. Siostra mojej ukochanej Ragan z którą mam
matematykę. Poznałam ją będąc kiedyś na noc u Ragan i w sumie się polubiałyśmy.
Natalii jest starsza o rok i jest w koledżu. (takie tam dodatkowe info, gdyby ktoś
się zastanawiał co za Natalii).
W czwartek było Thanksgiving. ((INFO Wikipedia : Dzień Dziękczynienia, Święto Dziękczynienia (ang. Thanksgiving Day lub Thanksgiving) – święto obchodzone w Stanach Zjednoczonych Ameryki w
czwarty czwartek listopada, a w Kanadzie w drugi poniedziałek października jako
pamiątka pierwszego Dziękczynienia członków kolonii Plymouth w 1621.)) Ogólnie to chodzi o to że jest to święto
baaaaardzo rodzinne. Bardziej niż święta. Rodzina się zbiera, wszyscy jedzą
indyka i inne różne tradycyjne potrawy (typu ciasto dyniowe z bitą śmietaną *_*
pumpkin pie). Wszyscy są wdzięczni za coś. Właśnie o to chodzi. Żeby być
wdzięcznym. Jedną z tradycji Thanksgiving jest wspólne oglądanie footballa
amerykańskiego. Święto Dziękczynienia jest w pewnym rodzaju początkiem okresu świątecznego. Tak naprawdę powiem Wam że wszystko zależy od
rodziny jak to wygląda. W tym roku miałam przyjemność zobaczyć jak wygląda
Święto dziękczynienia na przykładzie dwóch rodzin.
Spędziliśmy tam wszyscy trochę czasu a
potem około 14:30 wszyscy zaczęli się zbierać.
1. Sweet focia! pis joł! 2. W domu u pani Jen. Pomagałyśmy stroić. Zaufajcie... jest tego dużo więcej i stroiłyśmy jakieś dwa tygodnie temu... jak nie 3 tygodnie... O.O
3 i 4. Aga tak pięknie pozuje, że po prostu musiałam się z Wami tym podzielić. Pierwsze zdjęcie wyświetla mi się jak Aga do mnie dzwoni! :>
2.Laura i jej rodzina. Zostałyśmy również zaproszone na Thanksgiving do rodziny od Laury – koleżanki od Agi z pracy. Około 17 miałyśmy się pojawić w domu siostry Laury w Cabot. Aga znała już Laurę, jej męża i dzieci a ja znałam ją tylko z widzenia i jednej rozmowy. Powiem Wam, że o ile na początku było trochę nie zręcznie to potem zrobiło się fajnie. Ludzi baaaardzo dużo, w większości dorośli ale byli tam ludzie młodsi, w moim wieku i też „młodzi dorośli” więc było z kim wymienić spojrzenia xd Później wieczorem ja, Aga, siostra Laury, Laura i moja rówieśniczka Alyssa wyszłyśmy na dwór do ogniska. Mimo tego że nie znałam ludzi zupełnie to było dobrze. Myślę że może uda się nawet iść na zakupy wkrótce z Alyssą więc zobaczymy :D
Dzień po Thanksgiving jest
nieoficjalne święto zakupów: Czarny piątek (Black Friday).
Black Friday to najlepsza rzecz jaka może się przydarzyć
dziewczynie – mówię tu o sobie – która potrzebuje nowych ciuchów w szafie.
Co to Black Friday? Właściwie na początku idea była
troszeczkę inna niż jest teraz. Z roku na rok to się zmienia ale ogólnie pomysł
jest ten sam. Chodzi o to że dzień po Thanksgiving oficjalnie zaczyna się sezon
kupowania prezentów i tak dalej na święta. Black Friday jest pierwszym dniem
tego sezonu i z tej okazji wszystkie sklepy robią dzikie przeceny i promocje.
Zazwyczaj jest kilka produktów w olbrzymiej zniżce (np. Ipady za 100$, ale jest
tylko 5 więc kto pierwszy ten lepszy). Powoduje to że ludzie ustawiają się w
kolejkach przed sklepami i pędzą jak bydło żeby się rzucić na te wszystkie
rzeczy. Większość ludzie kupuje od razu rzeczy które wcale nie są im
potrzebne... albo przecież można mieć nowy toster bo jest za 20$ a nie 40$. To
co z tego że ten w domu działa? XD Tak naprawdę black Friday jest największym
dniem zakupów w stanach i ludzie wydają miliardy.
No więc jako,że ja jeszcze nigdy nie doświadczyłam Black
Friday, musiałam koniecznie jechać i sama zobaczyć na własne oczy, jak bardzo
dzikie, i wariackie święto to jest.
Pierwsze miejsce gdzie pojechałyśmy to Walmart – coś w
rodzaju Carrefoure, albo Tesco ale dużo większe... Jak wszystko w Ameryce... W
każdym razie, powiem Wam że w Walmarcie nie było najgorzej bo jak byłyśmy tam o
9 to było tylko tyle ludzi:
Jak widać na załączonych zdjęciach...... koszyki i wózki pełne....
Tutaj macie jak zaznaczyli gdzie zaczynają się kolejki.... Tam gdzie jest parkiet normalnie stoją półki z ubraniami które z tej okazji usunęli... :)
Kupiłam sobie rękawiczki co by mi ręce nie marzły już (ja
aka wiecznie zmarznięta,hahaha) oraz szminkę eos. Babeczka na kasie, na pytanie
gdzie wszyscy ludzie i czy było ich dużo więcej wcześniej, zrobiła minę i
powiedziała że nawet nie chce o tym gadać, że była taka masakra że nawet szkoda
gadać xd
Po Walmarcie udałyśmy się do JCPenney. Tam udało mi się
kupić sweterek za nie całe 10$, a Aga kupiła sobie 3 bluzko-sweterko-podobne
–rzeczy.
Tak zupełnie przy okazji robiłam Wam zdjęcia w powyżej opisanym sweterku, podczas tego jak siedzimy w Starbucks z Agą i dzielnie ja tworzę bloga a Aga pracuje.... haha, o my pracusie!
Z JcPenney wyszłyśmy jakoś o 22:45 i potem w aucie
szukałyśmy gdzie rano otwierają się sklepy. Aga znalazła,że o 00:00 otwiera się
duże centrum handlowe... No więc postanowiłyśmy pojechać. Na miejscu byłyśmy
jakoś o 23:15 a ludzie już zaczęli robić kolejki pod drzwiami.
Posiedziałyśmy w aucie słuchając muzyki bo nie bardzo
chciało nam się stać w mega długiej kolejce na takim zimnie... Po pewnym czasie
okazało się że kolejka zaczęła się ruszać w stronę drzwi bo jak się okazało
drzwi otworzyli wcześniej a potem każdy sklep już o swojej godzinie otwierał.
Pierwsze gdzie nas poniosło z naszą wspaniałą orientacją w terenie (to sarkazm,
bo mimo tego,że w tym centrum byłyśmy nie raz to ludzi jak mrówków plus już
było szaleństwo). Także poniosło nas pod American Eagle Outfiters (dla nie
wtajemniczonych – sklep dosyć dizejnerski i jakby nie było dosyć drogi! W
porównaniu z innymi sklepami to ten oraz Hollister jak i Ambercrombie są
„jedyne w swoim rodzaju”. Wchodzisz do sklepu w którym jest ciemno, muzyka głośno
gra, sklep – ma swój zapach – jakkolwiek to brzmi... hahaha i drogie ciuchy.
Ja tam lubię chodzić bo jest ładnie (hahahaa, oraz mają duże przebieralnie w
których można tańczyć bo jest ciemno i muzyka głośno gra.... xd nie żebyśmy z Agą tak robiły czy coś..........
W każdym razie pod American Eagle już zebrała się kolejka
ale ustawiłyśmy się również i czekałyśmy. Jakaś babeczka rozdawała karty
podarunkowe w wartości 10$ więc tym sposobem miałyśmy już 20$ mniej do
zapłacenia.
Przy wejściu kolejna osoba rozdawała karty pierwszym osobą i
udało nam się załapać więc 40$ (!!!!!!!) miałyśmy mniej do zapłacenia... Szukałyśmy
dzielnie sweterków (cały czas mi zimno........) i znalazłyśmy masę ciuchów z
czego udało mi się wybrać sweterek i spodnie... Spodni w tym kolorze szukałam
nie wiem ile więc cieszę się przeogromnie :> Oprócz tego że miałyśmy 40$
zniżki, spodnie były na przecenie to jeszcze dodatkowo wszystko na sklepie było
40% z ceny *.* więc wiecie co? Przy kasie okazało się że po użyciu karty nasza
kwota do zapłacenia wynosi ........ 9$!!!!!! Wyobrażacie sobie?! Jakieś 27 zł
za sweter i spodnie z naprawdę dobrej firmy które będę miała długo, długo?! Z
takimi spazmami wyszłam ze sklepu, że masakra xd
Poszłyśmy do następnych sklepów i następnych i tego wieczora
również udało nam się kupić w Hollisterze (tak,tak tym innym drogim sklepie)
Aga sweterek i ja też za około 25$ z czego się mega cieszę bo normalnie sweter
kosztował 50$ coś.
Moje totalne podliczenie to 3 swetry i spodnie za nie całe
45$. Black Friday zaliczam do jak najbardziej udanych!!! <3
Ale tak koniec końców w łóżku leżałam i zamykałam oczy o
3:30. Ale najgorzej nie było xd
Snapchat i podpis "Nie myślę że kupiliśmy wystarczająco dużo rzeczy" |
W piątek spędziłyśmy z Agą pół dnia w domu i pół dnia poza nim. Około 16 udało nam się wyjść z domu, pojechałyśmy szybko do Subwaya a potem do Starbucks gdzie ja miałam totalny zawias i nie udało mi się napisać zbyt wiele bloga, a moja siostra pracowała. Około 18:30 udałyśmy się na War Memorial Stadium gdzie Bentonville High School Tigers grali przeciwko North Little Rock High School. Kibicowałyśmy Tigers gdzie grała drużyna Jorena i Haydena. (Sporo z Was ma pojęcie o kim mówię ale mała notka dla nie wtajemniczonych. Ci ludzie to nasza jakby rodzinka. Pani Christina – przyjaciółka mojej siostry, pan Larry i Joren (17), Hayden(16) i Caroline(20) to nasza rodzinka od kąd pamiętam. Aga była z nimi dłużej ale jak ja przyjechałam do stanów pierwszy raz w 2010 to właśnie z nimi mieszkałyśmy. W tym roku wyprowadzili się do Bentonville – 3 godziny stąd. Więc łapiemy okazje żeby ich zobaczyć jak najczęściej się da... :( OKEJ. Koniec historyjki. Hahaha). Więc Joren zaprosił nas na grę jakiś tydzien wcześniej. Gre wygraliśmy i za tydzień Aga i ja znowu będziemy kibicować Tigers w state championship – w mistrzostwach stanowych.
Ja, Aga, Pani Christina, Pan Larry i Caroline <3 Brakuje tylko Haydena i Jorena :)
W sobotę przesiedziałam cały dzień w domu. Seriale, film i blog. Trochę sprzątania. Dużo udało mi się dzisiaj osiągnąć, no nie?
Dzisiaj miałam ostatni dzień wolnego. Teraz 3 tygodnie szkoły razem
z FINALS – egzaminy semestralne. Myślę, że po tej przerwie jakoś to będzie :)
jestem gotowa!
Dobra dziubki. To by było na tyle jeśli chodzi o cały thanksgiving break. Może się wydawać że nie działo się aż tak znowu dużo ale ja miałam co robić plus wypoczęłam a to najważniejsze.
Buziaki
Natalia
AHA! Mało bym zapomniała! Tytuł największej łajzy Black Friday idzie do :
AHA! Mało bym zapomniała! Tytuł największej łajzy Black Friday idzie do :
******************** AMERICAN EAGLE OUTFITERS! *********************
To nie tak że nie cieszę się z tanich ciuchów ale patrzcie co zrobili.
Dwie ceny... Niby tylko 5$ różnicy ale przed black friday ponieśli ceny! Także nie wiem czy to tylko American Eagle ale to trochę smutne..........
Cieszę się parówko, że tyle się u Ciebie dzieje. Szalona, żyje na krawędzi :D
OdpowiedzUsuńPozderki <3
Oj dzieje sie, dzieje.... mecz za meczem ( kibic z Ciebie i Agi :) ), indyki, zakupy, kawusie, koleżanki,kino! Superancko! Tylko dlaczego tak rzadko Twoje wpisy i opisy na tym blogu? Nie masz czasu?? :) :) :) Wszyscy czekamy na kolejne ,,przygody :D - nawet Ci którzy czytają i nic nie komentują. Wstawcie czasami jakąś buźkę- niech Natalia wie, że czytacie. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńo jaaaaaa *.* ale sie u Ciebie dzieje!!
OdpowiedzUsuńfajny blog;) pisz dalej!!!